Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/196

Ta strona została przepisana.

jak tylko serce jego zostało z tej strony wolnem, obraz Lilji zjawił się w niem natychmiast. Serce rotmistrza Phoebusa, za przykładem fizyki tamtych czasów nie cierpiało próżni.
A i to wziąć wypadało pod uwagę, że trzebaby nie wiem już kogo, żeby nieco dłużej można było wytrzymać w Queue­‑en­‑Brie, miasteczku kowalów i mleczarek o szorstkich rękach i zamorusanych twarzach, miasteczku składającem się z długiego łańcucha lepianek i chatek, które zdobią, gościniec główny na jakie pół mili. Prawdziwe Queue­‑en­‑Brie, ogon niezmiernej długości.
Lilja była przedostatnim przedmiotem jego ubóstwiań; sama wyglądała jak aniołek, a posag miała prześliczny: nie może być więc dziwnem, że pewnego pięknego poranku, całkiem się już podleczywszy, a przypuszczając, że po dwóch miesiącach sprawa cyganki powinnaby być skończoną i pogrzebaną, zakochany nasz rycerz strojnie i zbrojnie stanął przed bramą mieszkania pani Gondelaurier.
Nie zwrócił uwagi na dość liczne tłokowisko ludu, gromadzącego się na placu katedralnym przed frontonem Notre­‑Dame; przypomniał sobie że był to miesiąc maj; mogło więc, przypuszczał sobie, chodzić tu o jaką procesję, o uroczysty obchód, o jakie zielone świątki; uwiązał zatem