Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/208

Ta strona została przepisana.

zanej zostawiono dlatego zapewne, że się już nie odmawia tym, co idą na śmierć. Widzowie, umieszczeni w oknach spostrzedz mogli na dnie wozu jej stopy obnażone, które usiłowała ukryć pod sobą, jakby przez resztki instyktu niewieściego. U nóg jej leżała koza skrępowana. Zbrodniarka zębami przytrzymywała koszulę źle spiętą, śród tej nawet nędzy cierpiała snać jeszcze nad tem, że ją w ten sposób, prawie nago, wystawiono na spojrzenia ludzkie. Niestety, nie dla takich to wzdragań się wstydliwość stworzoną została.
— Jezus Marja! — żywo rzekła Lilja do kapitana.
— Spójrzno, kochany kuzynku, toż to ta niegodziwa cyganka z kozą! Co mówiąc zwróciła się ku Phoebusowi. On oczy w wóz miał wlepione. Bladym był niezmiernie.
— Jaka? gdzie cyganka z kozą? — wybełkotał.
— Cóż znowu! — jęła Lilja, — alboż nie pamiętasz tej...
Phoebus przerwał.
— Nie wiem, o czem kuzynka chce mówić.
Uczynił krok ku wejściu do środka; ale dumne dziewczę, którego zazdrość tak silnie niedawno poruszoną została przez tę samą cygankę, rzuciła nań teraz wzrokiem niedowierzającym