— W samej rzeczy, to prawda, mała — potwierdziła panna de Montmichel, — skąd ci przyszła myśl biegania po ulicach bez fartuszka i kołnierzyka?
— Drżę, patrząc na tę krótką spódniczkę, — dodała panna de Gaillefontaine.
— Moja kochana, — przemówiła znów Fleur‑de‑Lys, — pachołcy miejscy gotowi cię aresztować za tę pozłacaną opaskę.
— Mała, — dorzuciła panna de Christeuil z kolącym uśmiechem, — gdybyś rękawkiem przykrywała swą rękę, jak przyzwoitość nakazuje, słońce mniejby ją opaliło.
Był to w istocie widok godny rozumniejszego, niż Phoebus widza, widok tych urodziwych panien, gdy rozjątrzone, z jadowitymi językami, wiły się niby gadziny wokoło ulicznej tancerki; okrutne i zarazem pełne uprzedzającej niby dobroci, z szyderstwem grzebały, szperały w jej ubogim i dziwacznym stroju z rozmaitych błyskotek i grzechotek; nie szczędziły śmiechów, naigrawań się, poniżeń, szyderstwa, wyniosłej łaskawości, gniewnych spojrzeń. Wszystko to razem sypało się na cygankę, jak grad. Rzekłbyś, że masz przed sobą owe młode Rzymianki, które bawiły się zanurzając złote szpilki w pierś pięknej niewolnicy. Można je było porównać ze zwinnemi charcicami na polowaniu, które z roz-
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/25
Ta strona została skorygowana.
429