Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/260

Ta strona została przepisana.

A przytem Phoebus żył, była tego pewna, widziała go na własne oczy. Życie Phoebusa, to świat cały. Z szeregu wstrząśnień fatalnych, które w niej wszystko stargały i pokruszyły, jedną rzecz tylko znalazła w swej duszy nieobaloną, jedno uczucie nietknięte, miłość do kapitana. Bo też miłość jest jako drzewo; rośnie sama, głęboko zapuszcza korzenie w nasze jestestwo, i częstokroć nie przestaje zielenieć nawet na ruinach naszego serca. Tak jest w rzeczywistości; trudniej daleko pojąć ten fakt, że im bardziej namiętność jest ślepą, tem wytrwałej się trzyma i krzewi, i że grunt jej wtedy jest najmocniejszym, gdy sama w sobie niema racji bytu.
Bez wątpienia, w myślach Esmeraldy o kapitanie wiele było goryczy. Okropna to rzecz zaiste, że i on także dał się oszukać, że uwierzyć mógł w czyste niepodobieństwo, że sobie pozwolił wmówić, iż cios puginału padł nań z tej ręki, któraby gotowa była miljon razy życie zań poświęcić. Ale ostatecznie, czyliż się godziło mieć doń z tego powodu jaką żałość? nie samaż ona wyznała „swą zbrodnię?“ nie uległaż, kobieta słaba, torturze? Winną wszystkiemu ona jedna była. Wypadało dać raczej powydzierać sobie paznogcie, niż wyrzec słowa podobne. Zresztą, byleby choć raz ujrzała Phoebusa, raz na kilka minut, wyraz jeden, jedno spojrzenie