Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/27

Ta strona została przepisana.

łabędzią swą szyję, — widzę, że panowie oficerowie straży królewskiej łatwo się zapalają do ładnych oczu cyganek.
— Dlaczegóżby nie? — odparł Phoebus.
Na tę odpowiedź rzuconą niedbale przez kapitana, wszystkie zaczęły się śmiać, Kolomba, Djana, Amelotta i Fleur­‑de­‑Lys, w której oku jednocześnie zabłysła łza.
Cyganka, która po słowach Kolomby de Gaillefontaine spuściła była oczy ku ziemi, podniosła je rozpromienione radością i dumą, i znów utkwiła w Phoebusa. W tej chwili była naprawdę piękną.
Stara matrona, świadek tej sceny, uczuła się dotkniętą, chociaż nie pojmowała dobrze wszystkiego.
— Matko Boska! — zawołała nagle, — cóż to się kręci pod mojemi nogami? Ach! brzydkie zwierzę.
Była to koza, która szukając swej pani, wpadła właśnie do pokoju i w drodze zawadziła różkami o stos materji, wznoszący się na nogach siedzącej gospodyni domu.
Zwróciło to na chwilę uwagę w inną stronę.
Cyganka w milczeniu uwolniła kozę.
— O maleńka kózka ze złoconemi nóżkami! krzyknęła Berangera skacząc z radości.
Cyganka uklękła i zbliżyła pieszczotliwie