Quasimodo nie tylko, że nie puszczał cugli, lecz się zabierał zawrócić konia w tył. Nie mogąc zaś sobie wytłumaczyć oporu kapitana, pośpieszył powiedzieć:
— Żywo rotmistrzu, czeka na ciebie kobieta.
I dodał z wysiłkiem:
— Kobieta, która cię kocha.
— Ot dureń! — zawołał kapitan, — zdaje mu się, żem obowiązany łazić do wszystkich kobiet, które mię kochają! lub które to mówią... A jeżeli, mordo ty obrzydliwa, panienka do ciebie podobna?... Powiedz tej, co cię przysłała, że się żenię, i niech idzie do djabła!
— Słuchajno, mości kapitanie! — rzekł Quasimodo, pewny, że jednem słowem wahanie się rotmistrza przezwycięży. — Jedź wielmożny pan za mną! To ta cyganka, co wiesz!
Słowo to rzeczywiście wielkie na Phoebusie wywarło wrażenie, ale nie to, na które liczył głuchy. Przypominamy sobie zapewne, że dzielny nasz wojak usunął się był wraz z Lilją na parę minut przed chwilą, w której Quasimodo wyrwał skazaną z rąk mistrza Charmolue. Od tego czasu we wszystkich swych odwiedzinach państwa Gondelaurier kapitan się strzegł wzmianki o tej dziewczynie, której wspomnienie bądź co bądź ciężkiem mu było; ze swojej zaś strony Lilja nie uważała za taktowne mówić mu, że cyganka żyje. Phoe-
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/273
Ta strona została skorygowana.
677