Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/279

Ta strona została skorygowana.




V.
Klucz od czerwonych podwoi.

Gawędy miejskie dały tymczasem znać archidiakonowi, w jaki to cudowny sposób cyganka została ocaloną. Gdy się o tem dowiedział, zdumiał się nad rodzajem własnych uczuć jakie się w nim naraz obudziły. Zgodził się już był w sobie ze zgonem Esmeraldy. W ten sposób był spokojnym: dotknął dna boleści. Serce ludzkie (Klaudjusz często nad tem rozmyślał) objąć może pewną tylko miarę rozpaczy. Gdy gąbka jest przesyconą, morze całe po niej przepłynie, a już ani jednej łzy więcej w nią nie wciśnie.
Owóż śmierć Esmeraldy była łzą tą przedostatnią dla jego duszy, z nią wszystko się dla Klaudjusza kończyło na ziemi. Ale wiedzieć, że ona żyje, i Phoebus także, znaczyło dlań tyle, co być gotowym do nowych tortur, do nowych cierpień, wstrząśnień, niepokojów, do nowego życia. A już tego wszystkiego Klaudjusz miał dość.