Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/295

Ta strona została przepisana.

prostota, swoboda postawy i draperji oraz nie wytłumaczony ów powab, wdzięk ów niewysłowiony rozlewający się w samych nawet nadużyciach swawoli czynią figurki wielce delikatnemi i wesołemi, za wiele może wesołemi. — Uważałbyś mistrzu, że to nie sprawia przyjemności?
— Owszem, owszem! — potwierdził ksiądz.
— A gdybyś zajrzał do wnętrza kościoła, mistrzu! — ciągnął poeta z zapałem rozgadanym. Wszędzie rzeźby. Nastrzępione to jak jądro kapusty. Wycinek chóralny jest z gatunku niezmiernie pobożnych i dziwnych; nic podobnego nie widziałem gdzie indziej!
Klaudjusz przerwał mu:
— Jesteś więc szczęśliwym?
Gringoire odrzekł z zapałem:
— Na sumienie, tak jest! Kochałem najprzód kobiety, później zwierzęta. Teraz kocham kamienie. Równie to przyjemne i miłe jak zwierzątka i kobiety, a mniej tylko przewrotne.
Ksiądz sięgnął ręką do czoła. Był to jego ruch zwykły.
— Doprawdy?
— Pójdźno mistrzu — powiedział Gringoire i osądź co za rozkosze! Wziął za rękę księdza który się dał prowadzić i zawiódł go pod schodową wieżycę Biskupich­‑roków.
— Ot to mi schody! — mówił — ilekroć