Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/305

Ta strona została przepisana.

był? Chcesz więc żeby zginęła ona, z łaski której żyjesz? Żeby umarła istota, to piękno, słońcu i światu niezbędne? Podczas gdy ty półmędrzec i półgłupiec lichy, zarys czegoś, gatunek liszaja, któremu się zdaje że chodzi i który mniema, że myśli; ty będziesz żyć dalej życiem, które jej skradłeś równie na świecie potrzebne jak lampa w południe? Słyszałże kto coś podobnego? Daj pokój Gringoire! Bądźże choć w setnej części tak miłosierny dla niej jak ona była dla ciebie. Bądź wspaniałomyślnym, ona ci przykład dała.
Ksiądz mówił jak z kazalnicy. Gringoire słuchał go najprzód z miną obojętną, później się rozczulił i skończył na tem że się skrzywił tragicznie, co go uczyniło podobnym z twarzy do nowonarodzonego niemowlęcia, cierpiącego na żołądek.
— Wzniosłym jesteś mistrzu — powiedział ocierając łzę. — Niema co, rozważę... Szczególny doprawdy przyszedł ci pomysł... A kto wie zresztą — ciągnął po chwili namysłu — kto wie, możeby mię i nie powiesili? Kupić nie kupić, potargować wolno. Kto się zaręcza, nie żeni się jeszcze. Gdy mię znajdą w izdebce owej tak dziwacznie upstrzonego, w spódnicy i czepcu, wybuchną może śmiechem... W końcu jeżeli mię i powieszą, to i cóż? sznurek — śmierć to, jak i inna, albo mówiąc właściwiej, śmierć to