Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/306

Ta strona została przepisana.

inna, niż każda inna. jest to śmierć godna mędrca, który całe swe życie wątpił, męczył się, wahał: śmierć ni mięso i ryba, jak i umysł prawdziwego sceptyka, śmierć nawskroś przejęta pyrronizmem i niedowiarstwem, trzymająca człeka między niebem a ziemią, śród niepewności. Śmierć to filozofa i do takiej zapewne losy same mię przeznaczyły.
Ksiądz przerwał:
— Więc zgoda?
— Bo i cóż to jest śmierć w ostatku? — głośno i w zapale medytował dalej Gringoire. — Momencik trudniejszy, myto u rogatki, przejście od niewielkich rzeczy do niczego. Pytał ktoś Cercydasa, megalopolitańczyka, azaliby chętnie umarł: „Dlaczegożby nie, odpowiedział ten, wszak po śmierci oczom się moim przedstawią wielcy owi ludzie, Pytagoras między filozofami, Hekateus między historykami, Homer między poetami, Olimp między piewcami“
Archidjakon podał mu rękę.
— No więc skończone. Czekam cię jutro.
Zwrot ów odrazu osadził Gringoire’a na gruncie pozytywnym.
— A przepraszam co do tego, to nie! Być powieszonym! zanadto to niedorzeczne! Nie chcę.
— Więc bywaj zdrów! — I archidjakon dodał skroś zęby: — Znajdziemy się!