— Zburzyć na proch i popiół! — odpowie działa czerń.
— Naprzód! hurmem!
Wrzawa jaka się wówczas podniosła była już tylko długiem nieludzkiem wyciem. Zgon biednego żaka wlał gorączkę wściekłości w serca motłochu. Quasimodo zmieszany, ujrzał jak całe to rozjuszone mrowisko, piąć się i gramolić poczęło ze wszystkich stron naraz po ścianach gmachu. Ci co nie mieli drabin, mieli sznury węzłowate; ci co nie mieli sznurów, wdrapywali się po wypukłościach rzeźb i posążnictwa. Czepiali się jeden drugiego za poły łachmanów. Nie sposób było oprzeć się całemu temu przypływowi morza postaci wstrętnych, ohydnych, przerażających, zajadłość pianami parskała z twarzy tych bydlęcych, dzikich; coraz więcej ściskały Quasimoda. Byłbyś powiedział że inny jaki Kościół posłał do szturmu na Notre‑Dame swe gorgony. Była to jakby warstwa potworów, żyjących na warstwie kamiennych potworów fasady.
Plac tymczasem zajaśniał tysiącem pochodni. Bezładna ta i hałaśliwa scena, aż dotąd w ciemnościach schowana, zapłonęła odrazu powodzią światła; stos zapalony pomiędzy wieżami łunę nad miastem roztaczał. Miasto zdawało się być zaniepokojone. Zdaleka słychać było, jak na
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/355
Ta strona została skorygowana.
759