Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/381

Ta strona została przepisana.

Król spojrzał mu w oczy.
— Powiedziałem już waszmości, jutro, jutro rano.
Było to jedno z owych spojrzeń, na które niema nic do odpowiedzenia.
Po niejakiem milczeniu Ludwik XI znowu głos zabrał:
— Powinieneś‑by to wiedzieć, mój kumie Jakóbie, jaką była... — Poprawił się: — jaką jest feudalna jurysdykcja Starostów Pałacu, jaki onej zakres?
— Najjaśniejszy panie, starosta Pałacu ma pod sobą ulicę Calandre aż do ulicy Zielnej, plac św. Michała i miejsca zwane pospolicie Murowankami, w pobliżu Najświętszej Panny Polnej (tu Ludwik XI wziął się za róg czapki), które to dworki są w liczbie trzynastu, okrom tego Dziedziniec Cudów, dalej Chorobnicę noszącą nazwę Przedmiejskiej, dalej cały gościniec, który się u tej Chorobnicy zaczyna i ciągnie się aż do bramy Ś&8209;go Jakóba. Wszystkich tych miejscowości jest on rządcą, sędzią na gardle i szubienicy, poborcą dziesięcin wszelakich, zgoła panem udzielnym.
— Fiu-fiu! — rzekł król, skrobiąc się w lewe ucho palcami ręki prawej — czyni to niezły kawałek mojego miasta. A! Pan Starosta był królem tego wszystkiego!
O nic już więcej nie pytał. Mówił tylko