Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/384

Ta strona została przepisana.

czach zapominasz?... Biegnij czem prędzej, ty, Olivier! staw ich natychmiast.
Mistrz Olivier wyszedł i wrócił po chwili, prowadząc ze sobą dwóch jeńców, otoczonych łucznikami ordynansu królewskiego. Pierwszy miał wielką twarz zgłupiałą, pijaną i zdziwioną. Okryty był łachmanami i szedł rozkraczony wyginając kolana, a stopy ledwo wlokąc za sobą. Drugi o bladej i uśmiechniętej twarzy znanym już jest czytelnikowi.
Król przypatrywał się im chwilkę, nie mówiąc ani słowa, poczem zagadnął raptem pierwszego:
— Jak się nazywasz? — Gieffroy Pincebourde.
— Zajęcie twe?
— Hultaj, proszę jegomości.
— Po co‑żeś lazł do tego zakazanego rozruchu?
Hołotnik machał rękami i patrzał na króla wzrokiem osowiałym. Była to jedna z owych pał tępych, w których rozsądkowi równie wygodnie, jak światłu pod korcem.
— Nie wiem — odrzekł. — Szli, to i ja poszedłem.
— Czy czasem nie chcieliście napaść i zrabować swojego pana Starostę Pałacu?