Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/39

Ta strona została przepisana.

rem, że była zbyt podartą, i że czuła potrzebę pójścia na spoczynek do kosza gałganiarza. Cóż robić? cywilizacja nie doszła jeszcze do tego stopnia rozwoju, iżby można było chodzić nago, jak tego chciał starożytny mędrzec Djogenes. Trzeba dodać, że na dworze wiatr dął straszliwie; trudno mi było w miesiącu styczniu zaczynać tę zbawczą dla ludzkości reformę. Znalazł się ten oto kaftan, wziąłem go, pożegnawszy starą czarną kapotkę, która dla hermetyka, jakim jestem nie zapinała się już dość hermetycznie. I oto w ten sposób przywdziałem strój kuglarza, jak św. Genest. Cóż chcecie mistrzu? zapewne jest to upadek. Ale i Apollo pasał owce u Admetesa.
— Pięknym trudnicie się rzemiosłem! — odpowiedział mu archidjakon. — Niema co mówić.
— Przyznaję, drogi mistrzu, że lepiej jest filozofować i wiersze układać, rozdmuchiwać ogień w piecu, lub otrzymywać go z nieba, niżli obnosić koty po bruku. Dlatego też, kiedy przemówiliście do mnie, zgłupiałem jak osiół przed rożnem kuchennym. Ale pomyślcie, surowy panie, żyć trzeba a najpiękniejsze wiersze aleksandryjskie nie zastąpią w gębie kawałka normandzkiego sera. Napisałem na cześć księżniczki Małgorzaty Flamandzkiej sławny ów i znany ci djalog weselny; cóż kiedy miasto nie płaci mi pod pozorem, że sztuka nie jest wiele warta jak gdy-