Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/391

Ta strona została przepisana.

Tristanem a Coictier. Dla niego lekarz, dla innych kat.
Badając tętnice królewskie, Coictier przybierał wyraz coraz troskliwszy. Ludwik XI patrzał nań z niepokojem. Coictier zasępiał się widocznie Zacny człeczyna, okrom choroby króla, żadnej innej dzierżawy nie posiadał. Wyzyskiwał to co miał jak mógł najlepiej.
— Oho! — mruknął nareszcie — jakoś w rzeczy samej...
— Nieprawdaż? — mówił król przelękniony.
— Pulsus creber, anhelans, crepitans, irregularis — ciągnął lekarz.
— Przez Bóg żywy!
— Trzech dni dość temu lichu, by najmocniejszą konstytucję...
— Panno Najświętsza! — zawołał król. — A środek, kumie?
— Myślę nad nim właśnie, Najjaśniejszy Panie.
Kazał Ludwikowi XI pokazać język, kiwał głową, krzywił się, tupał nogami. A śród tych swoich kurczów dziwacznych rzekł naraz:
— Bodaj cię! zapomniałem nadmienić Waszej Królewskiej Mości, że jest jedno wolne miejsce podskarbiego w dobrach stołowych i że mam bratanka.