zataczał. Przerażającym był. Bezustanku to rzucał to ściągał ku sobie oręż szalony. Głów nie tykał ciął po nogach. Za każdem machnięciem otaczał go szaniec członków ohydnie się kurczących i wierzgających. Postępował tak w sam gąszcz kawalerji krokiem wolnym i mierzonym. Był to Clopin Trouillefou... Powaliła go na bruk rusznica.
Okna tymczasem pootwierały się naokoło. Sąsiedzi posłyszawszy wojenne okrzyki wojsk królewskich, wmięszali się do rozprawy i kule ze wszystkich piętr sypnęły się na żebraków. Z trudnością można było rozróżnić fasadę Notre Dame i gmach obdrapanego Starego Szpitala, z którego okienek w dachu wyglądało kilku wynędzniałych chorych.
Mizeractwo zachwiało się nareszcie. Brak dobrej broni niespodziany napad, strzały z okien, wzrastające wciąż siły przeciwnika, śmierć Clopina wszystko się przeciwko niemu sprzysięgło, wszystko się nań zwaliło. Trzeba było ustąpić. Nieboraki złamali jedną linję ob1ęgających i uciekać poczęli we wszystkich kierunkach, zostawiając na placu gromady trupów.
Co do Quasimoda, który na chwilę walczyć nie przestał, widział on dokładnie cały przebieg akcji; gdy ujrzał porażkę tłuszczy szałaszniczej, padł na kolana i ręce wzniósł w niebo; poczem wskoczył z chyżością ptaka do celki, do której
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/412
Ta strona została skorygowana.
816