Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/432

Ta strona została przepisana.

— Ha! — odezwał się znowu, gdy pierwsze łzy spłynęły — słów mi brak. Dobrzem wszakże obmyślał, co ci powiedzieć miałem. Teraz drżę i trzęsę się; czuję jakąś potęgę nadziemską, która nas otacza i chwieje się. O! upadnę na bruk, jeżeli się nie ulitujesz nademną, nad sobą. Nie gub nas obojga. Gdybyś wiedziała jak cię kocham! jakiem jest serce moje! O! jakie zapomnienie o samym sobie! Uczony, szydzę z nauki; szlachcic rozdzieram me imię, zakonnik, obowiązki i śluby swe rzucam na pastwę jednego jedynego uczucia, Stwórcy swojemu złorzecząc! a wszystko to dla ciebie o istoto czarująca! a ty odpychasz mię! O! powiem ci wszystko! więcej jeszcze, coś straszniejszego, o! coś straszniejszego!...
Gdy wymawiał ostatnie te słowa, wyraz jego twarzy stał się zupełnie obłąkanym. Na chwilę zamilkł, a później ciągnął dalej głosem silnym, a jakby w rozmowie z samym sobą:
— Kainie, i cóżeś to zrobił ze swoim bratem?
Nastąpiło chwilowe milczenie, po którem zawołał:
— Co z nim zrobiłem, Panie? Przyjąłem go do siebie, wychowałem, kochałem, ubóstwiałem i zabiłem! Tak, Panie, oto przed godziną roztrzaskano mu głowę w oczach moich na kamieniu