Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/452

Ta strona została przepisana.

Pustelnica gorączkowo słów się tych uczepiła: — Proszę, proszę. Pytałka. I owszem. | A tymczasem, pomyślała sobie, córka się moja ocali.
— Toż pochop do pytki! — powiedział Tristan. — Nic już nie rozumiem tej warjatki.
Stary pięćdziesiętnik czat o siwych włosach wystąpił z szeregów i rzekł do wojewody: — Warjatka w rzeczy samej, panie dowódco. Jeżeli prawda, że puściła cygankę to nie z własnej ochoty, gdyż znieść nie może tego plemienia. Oto już lat piętnaście zostaję przy czatach i każdego wieczoru słyszę ją przeklinającą cyganów. Jeżeli zaś, jak się dumyślam, ścigamy małą ową z kozą to tej najbardziej nienawidzi.
Gudula uczyniwszy wysiłek, dodała: — Tej najbardziej.
Jednogłośne świadectwo całej kompanji łuczników potwierdziło wojewodzie słowa starego pięćdziesiętnika. Tristan Hermita odwrócił się; biedna kobieta patrzyła z niepokojem gorączkowym na wojewodę, wolnym krokiem zmierzającego ku swemu wierzchowcowi.
— Nie ma co — odsapnął ten przez zęby — w drogę! Szukajmy dalej. Nie zasnę dopóki cyganka powieszoną nie będzie.
Wahał się jednak chwilkę, zanim nogę do strzemiona włożył. Gudula była jakby między