życiem a śmiercią, widząc wojewodę zataczającego do koła placu niespokojnym wzrokiem psa tropiącego. Trząsnął nareszcie głową i wskoczył na siodło. Matka rzekła z cicha do siebie: — Ocalona!
Biedna dziewczyna zostawała cały ten czas w kątku bez oddechu, mając wciąż obraz śmierci przed oczyma. Nie straciła ani jednego słowa ze sceny Guduli z Tristanem. Słyszała każde trzaśnięcie urywającej się nici, która trzymała ją nad przepaścią. Nareszcie poczęła oddychać i grunt twardy uczuła pod sobą. W tejże chwili posłyszała głos mówiący do wojewody: — Skórka na buty, mości wojewodo, nie moja to już sprawa, sprawa nie rycerska wieszać czarownice. Kanalja gminna już pobita. Zostawiam przy dziele waszą miłość samą. Raczycie uznać za właściwe że wrócę do swojej chorągwi, z uwagi, że jest bez naczelnika.
Głos ów, był to głos Phoebusa de Châteaupers. Co się naraz w sercu dziewczyny stało, sprawyby sobie nie zdała... tu się znajdował on, przyjaciel jej, obrońca, podpora, Phoebus jej?!... Zerwała się z miejsca i zanim matka zdążyła jej przeszkodzić, rzuciła się ku okienku z okrzykiem:
— Phoebusie! do mnie! Phoebusie mój!
Phoebusa już nie było. Tylko co zawrócił
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/453
Ta strona została skorygowana.
857