Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/83

Ta strona została przepisana.

nie, ładne, ta tancerka uliczna! Co za cudne czarne oczy! dwa karbunkuły egipskiel Kiedyż rozpoczniemy?
Archidjakon był niezmiernie blady.
— Dam panu znać. o tem, — wycedził z cicha, ledwo zrozumiale.
Poczem dodał z wysiłkiem:
— Zajmij się proszę Markiem Cenaine.
— O, bądź spokojny, mistrzu, — odrzekł Charmolue z uśmiechem, — zaraz za powrotem każe go znowu rozciągnąć na łożu skórzanem. Ale to djabeł, nie człowiek; zmęczy samego nawet Pierrata Torterue, który ma większe ręce od moich. Jak powiada dobry ów Plautus: Nudus vinctus, centum pondo es quando pendes pe zedes. Tortury na huśtawce! mianowicie to, co posiadamy najlepszego w tym zakresie. Spróbuję jej.
Dom Klaudjusz zdawał się być pogrążonym w ciemne i ciężkie rozmyślania. Zwrócił się do Charmolue.
— Mistrzu Pierrat... mistrzu Jakóbie, chciałem powiedzieć, pilnujcie tego Marka Cenaine.
— Tak, tak, ojcze Klaudjuszu. Biedne człeczysko! cierpi jak Mummol. Bo też, co to za pomysł! gonić z wiedźmami na wieczorynki. Klucznik izby obrachunkowej powinien przecież znać tekst Karola Wielkiego: „Stryga vel masca“!