Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/96

Ta strona została przepisana.

towa mnie poznać. Nie chcę, żeby mnie ta dziewczyna zaczepiła na ulicy.
— Alboż ją znasz rotmistrzu?
Tu archidjakon zauważył drwiący uśmiech Phoebusa, który nachylił się do ucha Jehanka i szepnął mu coś cicho. Poczem kapitan zaśmiał się w głos i potrząsnął tryumfalnie głową.
— Naprawdę? — spytał Jehan.
— Na moją duszę! — rzekł Phoebus.
— Dziś wieczorem?
— Dziś wieczorem.
— Czy pewny jesteś, że przyjdzie?
— Cóż znowu, czy zwarjowałeś Jehanku? alboż można wątpić w takich razach?
— Rotmistrzu Phoebusie, szczęśliwym jesteś rycerzem.
Archidjakon słyszał całą tę rozmowę. Zęby mu szczękały, dreszcz widoczny przebiegł po calem jego ciele. Zatrzymał się chwilkę, oparł o węgieł poblizkiego domu, jak człowiek pijany poczem znów podążył w ślady obu wesołych hultajów.

W chwili gdy ich dopędził, zmienili już temat rozmowy. Usłyszał, jak śpiewali na całe gardło refren starej piosenki:

I wesołe te niebożęta
Dają się wieszać jak cielęta.