Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
98
WIKTOR HUGO.

baba wstawiła na ogień tygiel z tłustością, która niemiłosiernie skwierczała.
Clopin Trouille-fou zdał się rozmawiać przez chwilę z księciem Egigtu i cesarzem Galilejskim, który był pijany. Następnie krzyknął donośnie: — Milczenie! — Że zaś kocioł i rynka nie przestawały swego duetu, zeskoczył z beczki, uderzył nogą w kociołek, że się o dziesięć kroków z dzieckiem potoczył, następnie wywrócił rynkę i zasiadł znowu na swoim tronie, nie zważając na płacz dziecka i krzyk starej baby.
Trouille-fou dał znak i książę z cesarzem stanęli około niego w podkowę, w środku umieściwszy Piotra Grintoire. Było to półkole łachmanów, obmierzłych twarzy i nagich rąk. W środku Clopin Trouille-fou, jak doża wenecki, spoglądał ze szczytu swej beczki dumnie, ponuro, strasznie.
— Słuchaj — rzecze do Piotra Grintoire, pieszcząc się swoim podbródkiem, — nie widzę przeszkody do powieszenia ciebie. Prawda, że ci to nieprzyjemnie, bo wy, mieszczanie, nie jesteście do tego przyzwyczajeni i wielką rzecz sobie z szubienicy robicie. Jeden jest środek ocalenia. Czy chcesz do nas przystać?
Można zrozumieć jakie wrażenie zrobiła ta propozycya na Piotrze Grintoire, który widział jak mu się życie wymyka i utrzymać go nie miał środka.
— Przystaję — rzecze.
— Przystajesz — mówił Clopin — i chcesz się zaciągnąć pod sztandary małej pochodni?
— Tak — odpowiedział Grintoire.
— I uznajesz się za członka prawdziwego mieszczaństwa.