Niedługo potem nasz poeta znalazł się w małej sklepionej stancyjce, dobrze zamkniętej i dobrze ogrzanej; zasiadł przed stołem, na którym brakowało tylko wieczerzy i marzył o wygodnem łóżku, sam na sam z młodą dziewczyną. Wypadek był czarodziejski. Zaczął się uważać za jedną z osób w powieściach czarodziejskich i rzucał wokoło siebie oczyma, jakby szukał rydwanu, zaprzężonego dwiema skrzydlatemi chmurami, który tylko był zdolnym przenieść go z piekła do raju. Kiedy niekiedy spoglądał na swoją podartą suknię, aby się upewnić, że jeszcze jest na ziemi. Rozum jego pomieszał się i wątku myśli trudno było odszukać.
Młoda dziewczyna zdawała się na niego nie zważać, chodziła, poprawiała sprzęty, rozmawiała z kozą, i wkońcu usiadła przy stole, gdzie Grintoire mógł się na nią dowoli napatrzeć.
Czytelniku, byłeś młodzieńcem i może jeszcze nim jesteś. Może ci się zdarzyło (bo ja to nieraz całe