Z uderzeniem dwunastej godziny na zegarze pałacu sztuka miała się zacząć. Była to godzina mniej stosowana na teatralne przedstawienia, ale do posłów należało się zastosować.
Prócz tego tłumy czekały od samego rana; wielu bardzo poczciwych ciekawców szczękało zębami od świtu przed pałacem, a znaczna liczba i noc tam przepędziła, aby sobie miejsca zapewnić. Tłum rósł co chwila, i, jak rzeka wychodząca z koryta, zaczął napełniać mury, obtaczać kolumny i w każdem rozlewać miejscu. Utrudzenie, niecierpliwość, znudzenie, szalona wolność, kłótnie o udeptanie butem albo trącenie łokciem, przed przybyciem posłów, szczególnie cierpki nadawały wyraz temu ludowi, ściśnionemu, natłoczonemu, a zawsze ciekawemu. Słychać było skargi i wyrzekania przeciwko Flamandczykom, kardynałowi de Bourbon, oficerowi pałacu, Małgorzacie austryackiej, sierżantom, zimnu, gorącu, biskupowi paryskiemu, naczelnikowi błaznów, posągom, kolumnom, zamkniętym drzwiom i otwartym oknom. Wszystko z wielką radością uliczników i lokai rozsianych w tłumie, którzy do nieukontentowania ogólnego mieszali swoje figle i kłuli, rzec można, rozdrażnione nerwy.
Pomiędzy innemi była grupa tych wesołych szaleńców, którzy, usiadłszy na poręczach okien, stamtąd rzucali spojrzenia i żarciki wewnątrz i zewnątrz sali. Z wesołych, a śmiesznych ruchów, z krzykliwych głosów, któremi się odzywali do swoich towarzyszów, w innych będących miejscach, łatwo wnieść było można, że nie podzielają powszechnego znudzenia i że
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.
14
WIKTOR HUGO.