Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.
24
WIKTOR HUGO.

orzata flamandzka... Nie wiedział, co powiedzieć,,g w duszy może się lękał.
Być powieszonym przez lud, że czeka, być ukaranym przez kardynała za nieczekanie, z obudwu stron przepaść, a każda okropna.
Na szczęście ktoś wywiódł go z ambarasu.
Jakiś jegomość, stojący przy przegrodzeniu sceny, którego dotąd nie widziano, albowiem cień kolumny zupełnie go osłaniał, ten jegomość, mówimy schylony, blondyn, ze zmarszczkami na licach i czole z oczami iskrzącemi i ustami śmiejącemi się, odziany w czarną kurtkę, połataną i błyszczącą z wytarcia, zbliżył się do stołu i dał znak biednemu aktorowi, który nie zważał nań przecież.
Jegomość ten krok jeszcze dalej postąpił.
— Jowiszu — rzecze — mój drogi Jowiszu!
Aktor jeszcze nie słyszał.
Nakoniec, znudzony i zniecierpliwiony, krzyknął na całe gardło:
— Michale Giborne!
— Kto na mnie woła? — zapytał Jowisz jakby przebudzony ze snu.
— Ja — odpowiedziała osoba, czarno ubrana.
— Ah! — rzekł Jowisz.
— Zaczynajcie — mówił ów jegomość. Trzeba zaspokoić publiczność, ja biorę na siebie uspokoić rządcę pałacu, a on kardynała.
Jowisz odetchnął.
— Panowie mieszczanie — zawoła z całych piersi do tłumu huczącego — zaczniemy zaraz.