— Evoe, Jupiter! Plaudite, cives! — zawołali ulicznicy.
— Zaraz, zaraz — wołał lud.
Poklaski i krzyki rozlegały się wokoło, gdy Jowisz ukrył się za obiciem.
Nieznajomy, który tak cudownie burzę w pogodę zmienił, jak mówi stary i zacny Corneille, wcisnąwszy się w cień kolumny, byłby tam długo niewidziany, niemy i nieruchomy pozostał, gdyby go nie pociągnęły dwie młode kobiety, będące w pierwszym rzędzie widzów, które widziały jego rozmowę z Jowiszem.
— Panie — mówiła jedna z nich, dając mu znak, aby się zbliżył.
— Byłabyś ciszej, moja droga Lienardo — mówiła jej sąsiadka ładna, świeża i dumna ze świątecznego stroju — to nie duchowny, ale świecki, i nie trzeba mówić... Tymczasem nieznajomy zbliżył się do balustrady.
— Co panny odemnie żądacie? — zapytał z pośpiechem.
— Oh! nic, nic, panie — mówiła pomieszana Lienarda — moja sąsiadka Gisquetta la Gencienne chce z panem mówić.
— I ja nie — odparła Gisquetta, rumieniąc się — to Lienarda do ciebie, panie, mówiła.
Obiedwie panny spuściły oczy. Inna, która chciała tylko zawiązać rozmowę, patrzyła z uśmiechem.
— A więc nic nie macie mi panny powiedzieć?
— Bynajmniej — odpowiedziała Gisquetta.
— Nic, a nic — dodała Lienarda.
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.
25
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.