wypadek, gdyby Jan ze szczytu kolumny nie wkazał żebraka. Płochy śmiech opanował szaleńca, bez względu, że przerwie widowisko i zakłóci uwagę, wołał wesoło:
— Patrzajcie, żebrak czeka na jałmużnę!
Ktokolwiek rzucił kamień w kupę żab, albo wystrzelił w stado ptaków, pojąć zdoła, jaki skutek sprawiły te wyrazy w pośród powszechnej uwagi. Grintoire zadrżał, jakby go iskra elektryczna przenikła. Prolog został zawieszony i wszystkie głowy zwróciły się tłumnie do żebraka, który nie zmieszany, widział w tym wypadku żniwo dla siebie i zaczął mówić tonem ubolewania, zamykając wpół oczy:
— Litości! litości!
— Na moją poczciwość — znowu mówił Jan — to Clopin Trouille-fou. Hola, przyjacielu, widać rana dokuczała ci na nodze, skoroś ją przeniósł na rękę.
To mówiąc, ze zręcznością małpy w kawałku bibuły rzucił drobną monetę, po którą żebrak chorą wyciągnął rękę. Przyjął jałmużnę i szyderstwo i tonem żałosnym wołał znowu: litości! litości!
Ten epizod zupełnie przerwał uwagę słuchaczy; wielu z nich — Robin Poussepain i wielu świeckich dali żebrakowi poklaski.
Grintoire bardzo był niekontent. Przyszedłszy do siebie, zawołał na cztery osoby, będące na scenie:
— Grajcie! co tam u dyabła? grajcie! i nie spojrzał nawet na przerywających sztukę.
W tej chwili uczuł jak go coś ciągnie za suknię; odwrócił się nieco zły i, chociaż niechętnie, ale się uśmiechnął.
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.
31
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.