Odźwierny cofnął się — ogłaszać burmistrzów, policyantów, to jako tako, ale szewca, to trudno. Kardynał siedział jakby na szpilkach — lud słuchał i patrzył — od dwóch dni jego eminencya obrabiał tych niedźwiedzi flamandzkich, żeby ich przecież na jaw pokazać, a oto masz!... Wilhelm Rym z fałszywym uśmiechem zbliżył się do odźwiernego.
— Ogłoś pana Jakóba Coppenole, obywatela miasta Gand — szepnął mu cicho.
— Odźwierny — zawołał głośno kardynał — ogłoś pana Jakóba Coppenole, obywatela miasta Gand.
— Bynajmniej! — zawołał głosem piorunującym Jakób Coppenole — szewc — ani mniej, ani więcej. Na Boga, alboż to co złego?... Sam arcyksiążę nieraz u mnie kupował trzewiki.
Śmiechy i oklaski razem się ozwały. Dowcip zawsze zrozumieją w Paryżu i poklask mu oddadzą. Dodajmy że Coppenole był z gminu i gmin go w koło otaczał; zatem porozumienie się snadne i niedługie. Dumna postawa szewca flamandzkiego, upokarzając ludzi dworskich, obudziła we wszystkich duszach plebejuszów uczucie godności, chociaż nie zdeterminowane w piętnastym wieku. Przyjemnem było dla nich widzieć w szewcu człowieka, dla nich, którzy z uszanowaniem patrzyli na sierżantów i policyę.
Coppenole z dumą powitał jego eminencyę, który grzecznie się skłonił. Następnie, kiedy Wilhelm Rym, człowiek rozumny i poczciwy, jak mówi Filip de Comines, patrzył na nich z uśmiechem szyderstwa i wyższości, każdy zajął swe miejsce, kardynał nieukontentowany i zgryźliwy, Coppenole spokojny i nadęty, my-
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.
42
WIKTOR HUGO.