Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.
70
WIKTOR HUGO.

W przestrzeni, pozostawionej wolną, tańczyła młoda dziewczyna.
Czy ta młoda dziewczyna była ludzką istotą, czarownicą, aniołem, tego Grintoire, jakkolwiek filozof, sceptyk, poeta ironiczny, w pierwszej chwili nie zdołał powiedzieć, tak go olśniło nadspodziewane zjawisko.
Nie była wysoką, lecz taką się być zdawała, bo jej szczupła figurka podnosiła ją w górę. Była brunetką, lecz w dzień ciało jej powinno mieć barwę złotą andaluzek, albo rzymianek. Stopka jej także była andaluzyjska i ślicznie wyglądała w zgrabnem obuwiu. Tańczyła na starym kobiercu perskim, niedbale porzuconym pod stopy, a ilekroć zwracała ku komu spojrzenia, oczy jej czarne rzucały błyskawice. W nią wszystkie spojrzenia były wlepione, ku niej wszystkie usta otwarte. W rzeczy samej, przy dźwięku bębna gdy tańczyła, dwie jej ręce okrągłe i białe wznosiły się nad głową; lekka, żywa jak osa, w gorsecie haftowanym złotem, sukni krótkiej, z gołemi ramionami, z nogami zgrabnemi, które się ukazywały niekiedy, z włosami czarnemi i ognistem spojrzeniem, była nadzwyczajną istotą.
— W istocie — myślał Grintoire — to jest salamandra, nimfa, bogini, bachantka z Mont-Ménaléen.
W tej chwili pukiel włosów salamandry oderwał się i z blaszką miedzianą padł na ziemię.
— Nie — rzecze — to cyganka.
Całe złudzenie znikło.
Zaczęła znowu tańczyć; wzięła z ziemi dwa miecze, które końcami oparła na czole i z niemi odbywała