Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/123

Ta strona została skorygowana.
123
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

— Nie wiem czego panie żądacie — odpowiedziała tancerka.
— Sztuki magiczne, cudy, czary!
— Nie rozumiem — odpowiedziała i zaczęła pieścić kozę, powtarzając: — Dżali! Dżali!
W tej chwili Florentyna spostrzegła woreczek skórzany, zawieszony na szyi kozy i zapytała:
— Co to jest?
Cyganka spojrzała na nią i odpowiedziała z powagą:
— To moja tajemnica.
— Chciałabym wiedzieć twoją tajemnicę — pomyślała sobie Florentyna.
Tymczasem zacna dama powstała z gniewem.
— Jeżeli ani ty, ani twoja koza nie tańcujecie, — rzekła — nie masz tu co robić.
Cyganka, nic nie odpowiedziawszy, skierowała się ku drzwiom. Lecz im bardziej do nich się zbliżała, tem bardziej zwalniała kroku. Spojrzała na Febusa i stanęła.
— Na Boga! — zawołał kapitan — tak się nie odchodzi. Powróć i zatańcz. Moja kochanko, powiedz, jak ci na imię?
— Esmeralda — odrzekła tancerka.
Na to dziwaczne imię śmiech powstał między pannami.
— Szczególne imię, jak na pannę — rzecze Dyanna.
— Powiadam ci, — mówiła Amelotta — że to czarownica.
— Moja kochanko, — mówiła pani Aloiza — widać, że twoi rodzice nie skąpali w chrzcielnicy twego imienia.