Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/124

Ta strona została skorygowana.
124
WIKTOR HUGO.

Tymczasem Berangera, korzystając, że od kilku minut nie zważano na nią, znęciła kozę ciasteczkiem. W krótkim czasie zaprzyjaźniły się. Ciekawe dziecię odwiązało woreczek z szyi kozy, otworzyło go i wyjęło tabliczki drewniane, na których były litery. Zaledwie te tabliczki położyła na dywanie, gdy koza zaczęła je przebierać nogą, i w jakiś układać porządek. Nakoniec powstał wyraz, na którego widok Berangera krzyknęła:
— Florentyno, Florentyno! patrzaj.
Florentyna przybiegła i zadrżała, bo koza ułożyła wyraz:

FEBUS

— Czy to koza ułożyła? — zapyta zmieszana.
— Tak, moja droga — odpowiedziała Berangera. Trudno było o tem wątpić, bo dziecię nie umiało złożyć wyrazu.
— Otóż tajemnica! — pomyślała Florentyna.
Na głos dziecięcia wszyscy przybiegli — i panny, i cyganka, i oficer.
Cyganka spostrzegła niedorzeczność kozy — zarumieniła się, później zbladła i zaczęła drżeć przed kapitanem, który na nią spoglądał z uśmiechem zadowolenia.
— Febus! — mówiły dziewice — to imię kapitana!
— Wyborną masz pamięć — mówiła Florentyna do cyganki. Później, łkając, zawołała: — To czarownica! I usłyszała głos tajemny w sercu, który jej mówił: to rywalka. Upadła zemdlona.