Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/131

Ta strona została skorygowana.
131
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

— A cóż mówisz o mężu i żonie?
Grintoire o ile mógł najtreściwiej opowiedział alchemikowi, co już wie dobrze czytelnik, to jest przygodę swoją w okręgu cudów i małżeństwo przy stłuczeniu dzbanka. Jak również, że ten dziwaczny ślub nie miał zwyczajnych następstw i że małżonka conoc znikała mężowi.
— Przykre to i bardzo przykre, — rzekł, kończąc — lecz czemuż przeznaczenie skazało mię na nieszczęście zaślubienia tak czystej dziewicy, jak nowonarodzone dziecię!
— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytał alchemik, który po tem opowiadaniu cokolwiek się uspokoił.
— Trudno wytłómaczyć — odpowiedział poeta. Jestto zabobon. Moja żona, jak mi opowiadał stary drab, którego u nas nazywają księciem Egiptu, jest dziecięciem znalezionem, albo podrzutkiem. Ma ona na szyi woreczek, który ma własność, że z jego pomocą wynajdzie rodziców, ale wtedy, gdy swoją cnotę zachowa. Dlatego oboje jesteśmy bardzo cnotliwi, aż zabardzo.
— A więc — odparł Klaudyusz, którego czoło coraz bardziej się rozjaśniało — ta dziewica nigdy nie zbliżyła się do nikogo?
— A cóż kto zrobi z uprzedzeniem? Szkoda! ale bardzo poważam tę cnotę, tak rzadką pomiędzy cygankami, które się łatwo obłaskawiają. Prócz tego ją trzy rzeczy strzegą: książe Egiptu, pod którego jest opieką, całe jej pokolenie, które ją szczególnie