Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/132

Ta strona została skorygowana.
132
WIKTOR HUGO.

poważa, i mały sztylecik, który zawsze nosi przy sobie. Ach! to straszna osa!
Alchemik nowe zadawał pytania.
Esmeralda była w pojęciu Piotra Grintoire istotą piękną, naiwną, namiętną, nieświadomą wszelkiego zła, nie znającą dotąd różnicy między kobietą i mężczyzną, rozmiłowaną w tańcu, zabawie i swobodzie, w świeżem powietrzu — rodzaj pszczoły, mającej skrzydełka u nóg i żyjącej w czarownym wirze. Usposobienie to winną była koczującemu życiu, jakie wiodła. Dziecięciem przebiegła Katalonię, Hiszpanię i Sycylię; opowiadał też, że jakoby z karawaną zingarów zwiedziła Algier, Achaję, Albanię i Grecyę. To pewna, że Esmeralda bardzo młodo przybyła do Francyi, z różnych krajów przyniosła pojęcia, dyalekt i pieśni, że strój jej był wpołowie afrykański; zresztą, że lud tych miast, w których przebywała, lubił ją dla jej wesołości, grzeczności, tańca i pieśni. I tu w całem mieście była lubioną, dwie tylko osoby nienawidziły ją i o nich często ze strachem wspominała: pustelnica z Tour-Roland, która ją wyklinała ilekroć przechodziła około jej okienka, i mężczyzna, czarno ubrany, który, ilekroć ją spotkał, tak patrzył okropnie, że aż drżała biedaczka.
Ta ostatnia uwaga zmieszała alchemika, lecz Grintoire, zajęty opowiadaniem, nie zauważył tego. Dalej opowiadał poeta, że Esmeralda niczego się nie lęka, że nie skarży się na nikogo, że jego samego uważa za brata, a nie za męża. Każdego poranku wychodził z nią, pomagał zarabiać po ulicach i powracali wieczorem do domu, aby spocząć snem spra-