Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/149

Ta strona została skorygowana.
149
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

— Mój kochany bracie, czy mię znienawidziłeś za to, że kilku uliczników pobiłem? Ale widzisz, mój bracie, że umiem pogrecku.
Jednakże pieszczotliwa ta obłuda nie zrobiła zwyczajnego skutku i czoło alchemika nie wypogodziło się wcale.
— Więc czegóż chcesz? — rzekł tonem suchym.
— Czego chcę? — powtórzył Jan śmiało — potrzebuję pieniędzy.
Na to pewne oświadczenie, fizyognomia alchemika przybrała wyraz nauczycielski i ojcowski.
— Wiesz, mój Janie, że nasz majątek Tirechappe tylko trzydzieści dziewięć liwrów czyni dochodu. Prawda, to dwa razy więcej jak za braci Paclet, ale to zawsze niewiele.
— Potrzebuje pieniędzy! — rzekł śmiało Jan.
— Wiesz, że z tego jeszcze znaczne trzeba opłacać podatki i na nie dotąd nie zebrałem potrzebnej sumy.
— Potrzebuję pieniędzy — powtórzył trzeci raz Jan.
— A na co?
To pytanie obudziło nadzieję w sercu Jana, przybrał więc minkę kocią i łagodną.
— Mój bracie, Klaudyuszu, — rzecze — nie udawałbym się do ciebie w złym zamiarze. Potrzebuję pieniędzy bynajmniej nie na rospustę, ani na hulanki, ale jedynie na dobry uczynek.
— Jaki dobry uczynek? — zapytał Klaudyusz zdziwiony.
— Dwóch moich przyjaciół chciałoby nająć ma-