Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.
26
WIKTOR HUGO.

tło i ciepło, puszczał gałązki ku próżniactwu, ciemnocie i rozpuście. Był to skończony łotr, napastnik, na co Klaudyusz zamykał oczy; jednak pojętny, zdolny, co znów często cieszyło brata. Klaudyusz oddał go do tego samego kolegium de Torchi, w którym sam odbył pierwsze nauki; i żałował tego kroku, bo jakąż to byłą dlań boleścią, że jego imię, dawniej zaszczytnie wspominane, przez brata było zaćmione. Wymawiał to często Janowi, prawił mu długie kazania, a ten ich słuchał cierpliwie. Mimo, że młody hultaj miał dobre serce, jednak, jak się to zdarza w komedyach, a także i w życiu, po kazaniu powracał do dawnych błędów. Zdarzało się, a nawet i często, że nowego do szkoły przybysza obdarł ze wszystkiego na uczty i bankiety, co nawet i dziaj młodzieży się przytrafia, że z tłumem kolegów wpadł do szynku, upił się i pobił gospodarza, że sprzedawał suknie i książki, że uwiódł dziewczynę i t. d. Nawet pewnego dnia przysłano Klaudyuszowi od rektora raport o jego bracie z taką uwagą; Rixa; prima causa vinum optimum potatum. Mówiono nakoniec, że hańbą dla szesnastoletniego dzieciaka są częste wycieczki na ulicę Glatigny.
Zasmucony i zawiedziony w swoich uczuciach ludzkich Klaudyusz powracał z uniesieniem na łono nauki, tej siostry, która najmniej z nas urąga i która, chociaż nieraz fałszywą monetą, ale zawsze nasze prace opłaca. Stawał się więc codzień uczeńszym, a stąd wniosek — coraz samotniejszym i smutniejszym. Jest w każdym z nas pewien związek pomiędzy pojęciami, obyczajami i charakterem, który łączy się w pewną całość, a, w różnych warunkach życia, rwie się niekiedy.