Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/69

Ta strona została skorygowana.
69
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

pan Floryan w swojej wymowie, gdyby nagle drzwi w głębi nie otwarły się i nie wszedł osobiście pan prewot.
Wejście to nie wstrzymało jego zapału, lecz zręczny nadając obrót i kierując mowę do prewota, rzekł:
— Jaśnie wielmożny panie, racz wymierzyć taką karę, jaka ci się będzie podobała, za brak uszanowania dla władzy i sprawiedliwości na tego oto obwinionego.
I usiadł zadyszany, ocierając wielkie krople potu, toczące się po czole i spadające na papiery. Pan Robert d’Estouteville zmarszczył brwi i dał znak obwinionemu tak groźny, że głuchy nieco go pojął.
— Coś zrobił, hultaju, że cię tu przyprowadzono? — zapytał prewot.
Biedak, myśląc, że prewot pyta o nazwisko, przerwał milczenie i odpowiedział głosem chrapliwym:
— Quasimodo.
Odpowiedź, tak niezgodna z zapytaniem, obudziła śmiech głośny, który rozgniewał prewota.
Zarciki sobie stroisz, hultaju! — zawołał.
— Dzwonnik od Panny Maryi, — odpowiedział Quasimodo, sądząc, że idzie o to, aby powiedzieć sędziemu, co jest za jeden.
— Dzwonnik! — powtórzył prewot, który, jakeśmy powiedzieli, wstał rano w bardzo złym humorze i nie życzył sobie, aby jego gniew podniecano jeszcze w ten sposób. — Dzwonnik! każę ci skórę oćwiczyć. Rozumiesz, hultaju?