Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/85

Ta strona została skorygowana.
85
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

bo to czarownicy.“ — Sam kardynał dziwił się ich wróżbom, a matki cieszyły się przepowiednią szczęścia dla dzieci. I biedną Chante-fleurie wzięła ciekawość, i ona chciała wiedzieć, czy czasem mała jej Agnieszka nie będzie cesarzową Armenii. Zaniosła ją więc do cyganów, którzy dalej pieścić i chwalić dziecię, które zaledwie rok miało. Śliczny aniołek uśmiechał się do nich. Matka, uradowana, powróciła na ulicę Follepeine, myśląc, że na rękach niesie królowę. Nazajutrz, kiedy dziecię usnęło, pozostawiwszy drzwi otwarte, pobiegła opowiedzieć wszystko sąsiadce na ulicę Sechesserie. Wracając, gdy nie słyszała płaczu dziecięcia, mówiła: „Dobrze, śpi jeszcze.“ Wychodząc, pozostawiła drzwi otwarte — i z powrotem biedaczka nie zastała dziecka. Łóżeczko było puste! — i tylko po niem jeden pozostał trzewiczek. Wybiegła z pokoju i, bijąc głową o mur, wołała: „Moje dziecię! moje dziecię! kto mi zabrał moje dziecię?“ — W domu nie było nikogo, na ulicy pusto, i nikt jej nie mógł powiedzieć, co się stało z dziecięciem. Obiegła miasto, spędziła na szukaniu dzień jeden i drugi i ustawicznie wołała: „Moja córka! moja mała dziecina!... kto mi ją wróci, będę jego służącą, wierną jak pies.“ — Spotkała proboszcza z St. Remy i mówiła doń: „Panie, będę ci paznokciami rolę uprawiała, ale powróć mi dziecię!“ Och! to było okropne! Widziałam jak prokurator Ponce Lacabre, tak nieczuły, płakał. Biedna, nieszczęśliwa matka! Wieczorem powróciła do siebie. W czasie jej nieobecności jedna z sąsiadek widziała wchodzące pokryjomo dwie cyganki do mieszkania i wychodzące napowrót z pośpiechem. Po ich wyjściu słychać było u Pakietty krzyk