Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/89

Ta strona została skorygowana.
89
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

— Mały potworek cygański, zostawiony przez czarowników u Chante-fleurie. Cóż ona z nim uczyniła? Powinna była utopić.
— Bynajmniej — odpowiedziała Mahietta.
— Zatem spaliła; to słuszniej! bo to dziecko czarownicy.
— Ani jedno, ani drugie, Gerwazo. Pan arcybiskup zainteresował się tem cyganiątkiem, kazał mu dyabła z ciała wypędzić i odesłać do Paryża, do katedry Panny Maryi, żeby go podrzucono.
— A w Paryżu co z niem zrobiono? Spodziewam się, że nikt go wziąć nie zechciał.
— Nie wiem; właśnie w tym czasie mój mąż kupił kawałek ziemi pod Bern, wynieśliśmy się z Reims i zapomnieli o całej tej historyi.
Tak rozmawiając, zacne mieszczanki przybyły na plac de Grève. W roztargnieniu przeszły, nie zważając, około Tour-Roland i skierowały się machinalnie ku słupowi, który rosnący cochwila tłum otaczał. Być może, że ten widok kazałby im zupełnie zapomnieć o Szczurzej-Jamie i o spoczynku, jaki w tem miejscu miały odprawić, gdyby sześcioletni Eustachy nie zawołał:
— Mamo, czy teraz mogę zjeść kawałek placka?
— Ach! prawda, — zawołała Mahietta — zapomnieliśmy o pustelnicy. — Pokaż mi ową Szczurzą-Jamę, niechaj jej placek zaniosę.
Trzy kobiety zawróciły i, gdy przybyły pod Tour-Roland, Edwarda rzekła:
— Nie trzeba wszystkim trzem patrzeć, żeby nie spłoszyć pokutnicy. Udajcie, że czytacie napis u góry,