zimnej porze roku. Na pierwszy rzut oka wziąć ją było można za widziadło, na drugi — za posąg.
Jednak niekiedy jej sine usta, otwierając się do oddechu, drżały; lecz były tak martwe i machinalne, jak liście, któremi wiatr pomiata.
Z ócz jej smutnych padało niekiedy spojrzenie złowróżbne, wciąż wlepione w jeden róg celi, spojrzenie, które zdawało się wiązać wszystkie ponure myśli do jednego tajemniczego przedmiotu.
Taką była istota, którą z przyczyny mieszkania nazywano pustelnicą, a z przyczyny ubioru — pokutnicą.
Trzy kobiety, bo Gerwaza połączyła się z Mahiettą i Edwardą, patrzyły przez okienko. Głowy ich zakryły światło, ale i to nie zwróciło na nie uwagi pokutnicy.
— Nie przeszkadzajmy jej! — rzecze Edwarda — modli się pewnie.
Jednak Mahietta ze szczególnym uporem patrzyła na tę głowę uwiędłą i na te oczy zalane łzami.
— To byłoby szczególne — mówiła cicho.
Wychyliła głowę przez kraty okna i posłała spojrzenie aż w kąt, w który pustelnica była wpatrzoną.
Kiedy ją cofnęła napowrót, twarz jej była łzami zalaną.
— Jak nazywacie tę kobietę? — zapytała Edwardy.
— Nazywamy ją siostrą Gudulą.
— A ja — odparła Mahietta — nazywam ją Pakiettą Chante-fleurie.
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/91
Ta strona została skorygowana.
91
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.