świętego Michała. W jednym z domów świeciło się na dole, i zbliżył się doń. Przez zaciemnione szyby zobaczył brudną izbę, i mnóstwo przykrych wspomnień odżyło w jego pamięci. W izbie tej, źle oświetlonej, przy stole siedział młody i świeży blondynek, ściskając młodą dziewczynę, bezwstydnie a strojnie ubraną; przy lampie zaś w pobliżu stara kobieta przędła kądziel i śpiewała głosem kozim. Ponieważ młody człowiek przerywał niekiedy wybuchy śmiechu, piosnka dobiegała wówczas do uszu Klaudyusza, a była niewypowiedzianie ohydną i straszną dla niego.
Na placu jest rusztowanie;
Kądziołko moja prządź!
Na powróz uprządź katowi,
Który gwiżdże tak swobodnie.
Kądziołko moja prządź!
Pięknym jest powróz konopny,
Konopie siej naokoło,
Bo piękny powróz konopny
Nieraz zatrwoży złodzieja.
Na placu jest rusztowanie;
Kądziołko moja prządź!
Z okien widać szubienicę
I przy niej powróz konopny.
Kądziołko moja prządź!
Młody człowiek śmiał się i pieścił dziewczynę. Starą była Falourdelowa, dziewczyną — rozpustnica uliczna, młodzieńcem — brat jego, Jan.
— To, czy inne widowisko — wszystko jedno — pomyślał i patrzył wciąż bezmyślnie.