Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/117

Ta strona została skorygowana.




III.
Głuchy.

Nazajutrz rano, budząc się, spostrzegła, że całą noc spała. To zdziwiło ją, bo oddawna odzwyczaiła się od snu. Ożywczy promień słońca zajrzał okienkiem i twarz jej oświetlił. Ale razem ze słońcem ujrzała w otworze straszny przedmiot — Quasimoda. Zamknęła oczy, lecz nadaremnie; nawet przez powieki zdawało jej się, że widzi tego jednookiego potwora, tę larwę straszną; słyszała przytem jego głos chrapliwy:
— Nie bój się. Jestem twoim przyjacielem i przyszedłem tylko zobaczyć, czy śpisz. Wszak cię to nie obraża?... Teraz odchodzę; możesz otworzyć oczy, bo już skryłem się za mur.
Akcent, z jakim wymówił te wyrazy, był jeszcze stokroć żałośniejszym, niż one same. Cyganka, rozrzewniona, otwarła oczy i poszła do okienka, aby zobaczyć garbusa.
— Pójdź! — rzekła do niego łagodnie.