Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/130

Ta strona została skorygowana.
126
WIKTOR HUGO.

— Pewna kobieta, która cię kocha.
— A co mi, wszyscy dyabli, do tego! Może jeszcze do ciebie podobna? Powiedz tej, która cię do mnie przysyła, że się żenię, i niech sobie idzie do dyabła.
— Słuchaj, kapitanie! — zawołał Quasimodo, nie mogąc pojąć jego oporu. — To ta cyganka, co wiesz, chce się z tobą widzieć!
Wyraz ten rzeczywiście zrobił wielkie wrażenie na Febusie, ale nie to, jakiego się głuchy spodziewał. Przypomnijmy sobie, że kapitan z Florentyną zeszli z balkonu, nim Quasimodo nieszczęśliwą ocalił. Przytem w domu Gondelaurier nie lubił o cygance wspominać, i Florentyna o jej życiu nie miała potrzeby go uwiadamiać. Tak więc kapitan sądził, że biedna Similar nie żyje; przytem, ciemność nocy, głos grobowy dzwonnika, Bóg wie, jakiemi natchnęły go myślami.
— Cyganka! — zawołał prawie przestraszony. — Czy z tamtego świata powracasz?
I ręką dotknął pałasza.
— Prędzej, prędzej! — mówił głuchy, chcąc ciągnąć konia — tędy!
Febus uderzył go z całych sił nogą w piersi.
Oko Quasimoda zaiskrzyło się i zrobił groźne poruszenie. Później rzekł:
— Jakżeś szczęśliwy, że jest ktoś, kto cię kocha!
Ten wyraz „ktoś“ wymówił dobitnie i puścił konia.
Febus dał koniowi ostrogę i zaklął; za chwilę Quasimodo widział go ginącego w ciemnościach ulicy.