Niekiedy wieczorem słyszała śpiew pod dzwonnicą. Byłato pieśń bez miary i rymu, jaką głuchy może utworzyć.
Nie patrz na moją postawę,
Ale, dziewczyno, patrzaj na serce.
Serce pięknego niekiedy bywa i szpetne,
A są serca, co nie znają miłości.
Dziewczyno, jodła nie piękna,
Nie smagła, jako topola;
Ale i w zimie zielona.
Ale na co to mówić?
Kto brzydki — niechaj nie żyje,
Bo piękna kocha pięknego;
I kwiecień pogardza zimą.
Piękno wszystko pokona,
Piękno tylko warte kochania.
Kruk lata tylko w dzień,
A sowa tylko w nocy,
Łabędź i w nocy we dnie.
Pewnego ranka ujrzała na swojem oknie dwa wazony z kwiatami. Jeden był piękny, kryształowy, ale pęknięty i kwiaty w nim uwiędłe, drugi zaś był gliniany, ale pełen wody i kwiaty w nim świeże i wonne.
Nie wiemy dlaczego, ale Esmeralda wzięła uwiędłe kwiaty i cały dzień przyciskała je do serca.
Tego dnia głos na wieży nie śpiewał. Mało się o to troszczyła. Całe dnie spędzała, bawiąc się z kozą, patrząc na dom pani Gondelaurier, na cichych rozmowach z sobą o Febusie i drobiąc chleb dla jaskółek.