Gawędy miejskie dały znać Klaudyuszowi, jak cudownym sposobem cyganka ocaloną została. Kiedy się o tem dowiedział, sam nie wiedział, co się z nim działo. Ochłonął był już nieco po mniemanej śmierci Esmeraldy, zgodził się z nią — i był spokojniejszym: dotknął dna boleści. Serce ludzkie, jak mówił sobie Klaudyusz, tylko pewną ilość może pomieścić rozpaczy. Kiedy gąbka jest już pełną, to, nawet zamoczona w morzu, kropli jednej więcej nie przyjmie.
Gdyby Esmeralda umarła, gąbka byłaby pełną, śmierć jej byłaby tą łzą ostatnią dla Klaudyusza, wszystkoby się dlań skończyło na ziemi. Lecz wiedzieć, że ona i Febus żyją, znaczyło tyle, co być przygotowanym na nowe cierpienia i męczarnie, na walki i wstrząśnienia, na nowe życie! A tego miał już dosyć.
Kiedy się o tej nowinie dowiedział, zamknął się w swej celce. Tak siedział kilka tygodni. Sądzono, że chory, i był nim w rzeczy samej.