Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/138

Ta strona została skorygowana.
134
WIKTOR HUGO.

Napastnik wślizgnął się do niej i objął ja rękami.
Chciała krzyczeć, nie mogła.
— Idź precz, potworo! morderco! — rzekła głosem drżącym z przestrachu i oburzenia.
— Przebacz! Litości! — mówił nikczemnik, całując ją w ramiona.
Ona pochwyciła łysą jego głowę za resztę włosów i chciała ją odepchnąć.
— Przebacz! — powtarzał nieszczęśliwy. — Gdybyś wiedziała jaką jest moja miłość dla ciebie! To ogień! to ołów roztopiony, tysiące noży w sercu.
— Puszczaj mię! — krzyknęła — albo...
Puścił ją.
— Bij mię, plwaj na mnie, rób co ci się podoba, ale mię kochaj...
— Idź precz, szatanie! — wykrzyknęła dziewczyna.
— Kochaj mię! kochaj, przez litość — powtarzał Klaudyusz, czołgając się do jej stóp i obsypując je pocałunkami wzamian za ciosy.
Nagle uczuła, że silniejszym jest od niej.
— Trzeba raz skończyć! — rzekł Klaudyusz, zgrzytając zębami.
Drżąca, skołatana, bezsilna, czuła się w jego szatańskiej mocy. Ostatnie zrobiła wysilenie i poczęła krzyczeć.
— Pomocy! ratunku! Upiór! szatan wściekły! upiór!