Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/17

Ta strona została skorygowana.
13
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

Tupnął nogą, ujrzawszy się nareszcie na bruku.
— Błogosławiony bruk paryski, — rzecze — a przeklęte wszystkie schody, choćby prowadzące do raju. Ach! musiałem się drapać tak wysoko, żeby zjeść ten marny ser i zdobyć sakiewkę mego brata.
Przeszedłszy kilka kroków, spostrzegł owe dwie sowy, to jest Klaudyusza i Jakóba Charmolue, podziwiających rzeźby nad drzwiami. Zbliżył się do nich na palcach i usłyszał, jak alchemik mówił cicho do pana Jakóba.
— To Wilhelm paryski kazał wyryć Hioba na tym kamieniu lapis-lazuli, złoconym po brzegach. Hiob wyobraża kamień filozoficzny, który musi być wypróbowanym, aby stał się doskonałym, jak mówi Rajmond Lulle: Sub conservatione formae specificiae salva anima.
— Takie rzeczy mię nie obchodzą! — zawołał Jan — kiedy mam sakiewkę w kieszeni.
W tej chwili usłyszał głos silny i donośny, który powoli wygłaszał straszne zaklęcia.
— A żeby was piekło pochłonęło! do szatana! do stu piorunów! na Belzebuba! na duszę! na zbawienie! — na wieczne męki wolałbym się skazać!
— Na honor, to pewno kapitan Febus.
Imię Febus doszło do uszu alchemika, gdy właśnie wykładał prokuratorowi znaczenie smoka kąpiącego ogon. Zadrżał, przerwał mowę, odwrócił się i spostrzegł, jak jego brat zbliża się do wysokiego mężczyzny, przy drzwiach mieszkania pani Gondelaurier.