I wypróżnił na dłoń sakiewkę z dumą Rzymianina, który ocalił ojczyznę.
— A, na Boga! — zawołał Febus — talary! prawdziwe, białe talary! To aż oczy olśniewa!
Jan stał nieporuszony. Kilka sztuk monety upadło w błoto, które w zapale kapitan chciał podnieść. Jan zatrzymał go.
— Fe, kapitanie!
Febus liczył monetę i, odwracając się z powagą do Jana, mówił:
— Ciekawym, kogoś dziś oporządził?
Jan cofnął się krok w tył i, patrząc ze wzgardą, odpowiedział:
— Nie ma potrzeby oporządzać ludzi ten, kto ma brata bogatego — i durnia.
— Prawda, poczciwy człowiek!
— A zatem chodźmy! — mówił Jehan.
— Ale gdzie? — zapytał Febus. — Może pod Jabłko-Ewy?
— Dajże mi pókój, kapitanie, ja wolę pod Starą-Naukę.
— Ale zmiłuj się, Janie, tam nic niema dobrego.
— A niech tam będzie i pod Jabłko-Ewy — rzekł młodzik, biorąc pod rękę kapitana.
Dwaj przyjaciele udali się w stronę Jabłka-Ewy. Zbytecznem byłoby mówić, że wpierw odszukali wysypane pieniądze i że alchemik poszedł za nimi.
Szedł za nimi zły i ponury. Czy dlatego, że imię Febus od czasu rozmowy z Grintoirem ustawicznie
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/19
Ta strona została skorygowana.
15
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.