Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/27

Ta strona została skorygowana.
23
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

— Do pioruna! — krzyknął kapitan — podobnemi wyrazami nie przemawia się do Châteaupersów. Spróbuj raz jeszcze powtórzyć.
— Kłamiesz bezecnie! — rzecze cień obojętnie.
Kapitan zgrzytnął zębami. Upiór, straszydło, zabobony — wszystko znikło mu z przed oczu. Widział tylko człowieka i zniewagę.
— A więc dobrze! — zawołał, zapieniony od gniewu. Wydobył pałasz i mówił: — Tu, natychmiast, obrazę tylko krew zmywa.
Cień się ani ruszył. A kiedy spostrzegł, że ten nie na żarty zaperzony, rzekł obojętnie:
— Kapitanie, zapominasz o schadzce.
Uniesienia ludzi takich, jak Febus, podobne są do kipiącego mleka, które kroplą wody uspokoić można. Ten jeden wyraz rozbroił go i miecz opuścił z dłoni.
— Kapitanie, — mówił dalej nieznajomy — jutro, pojutrze, za tydzień, miesiąc, albo za kilka lat, znajdziesz mię gotowym do podcięcia ci gardła, ale teraz idź na swoją schadzkę.
— W rzeczy samej, — mówił Febus, chcący wzajemnej zgody — przyjemne to są rzeczy — zarówno dziewczyna jak i pojedynek; ale nie widzę potrzeby wyrzekania się jednej dla drugiego, kiedy i tę i to posiąść mogę.
I włożył pałasz w pochwę.
— Idź na twoją schadzkę — mówił nieznajomy.
— Panie, — odpowiedział Febus z niejakiem zmieszaniem — dzięki ci za twoją grzeczność. Zawsze mi