następnie pójdę po nią, bo ma mię czekać przy małym Châtelet.
Towarzysz nic nie odpowiedział; od chwili, jak szli razem, nie wyrzekł ani słowa. Febus zatrzymał się przed niskim domkiem i zapukał potężnie we drzwi; światło pokazało się przez szczeliny ściany.
— Kto tam? — zawołał głos ochrypły.
— Do milion dyabłów! — odpowiedział kapitan.
Drzwi rozwarły się natychmiast i ukazały starą kobietę z równie starą lampą w ręku, drżące obiedwie. Stara była zgarbiona, odziana w łachmany, pomarszczonej twarzy, szyi i rąk; górna warga, porosła białym włosem, czyniła ją podobną do kota. Wnętrze izdebki było tak obdarte jak ona; ściany biało malowane, ale brudne, plamy czarne na suficie, komin bez kapy i pajęczyna wszędzie. Z tej izdebki było wyjście do małej alkowy, równie brudnej i opuszczonej. Wchodząc do tej jaskini, tajemniczy towarzysz Febusa podniósł kołnierz płaszcza dogóry, żeby ukryć twarz. Tymczasem kapitan, klnący jak Saracen, talarem rozjaśnił słońce.
Stara zaczęła go tytułować jaśnie panem i talar schowała starannie do szafy. Była to moneta, pochodząca od mężczyzny w płaszczu. Kiedy się stara odwróciła, bawiący się w popiele mały chłopiec obdarty, którego goście wchodząc nie zauważyli, zręcznie otworzył szafę, wziął talar i na jego miejsce położył liść suchy.
Stara dała znak gościom, aby szli za nią i weszła pierwsza na drabinkę. Wstąpiwszy na wyższe
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/29
Ta strona została skorygowana.
25
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.