wą. Febus! Ach! jak ja lubię twoje imię, twoje ostrogi, twój pałasz. Mój drogi, wyjmij twój pałasz, niech go zobaczę.
— Dziecinną jesteś! — mówił kapitan, i odpiął z uśmiechem pałasz.
Cyganka przyglądała się rękojeści, ostrzu; wreszcie pocałowała miecz, mówiąc:
— To miecz walecznego rycerza, którego kocham.
Febus skorzystał z chwili, aby pocałować dziewczynę, która się zaczerwieniła jak wiśnia. Alchemik w ciemności zgrzytnął zębami.
— Febusie, — mówiła cyganka — pozwól mi mówić. Przejdź się troszkę, niech się przypatrzę twojej figurze, niech mi zabrzęczą twoje ostrogi. Ach! jakiś ty piękny!
Kapitan powstał i z uśmiechem zadowolenia rzekł:
— Ach! jakżeś dziecinna!... A czyś mnie widziała w paradnym mundurze?
— Nie — odpowiedziała.
— Tamten, to dopiero piękny.
Febus znowu siadł przy niej, ale bliżej, niż przedtem.
— Słuchaj, moja droga...
Cyganka z gracyą przytknęła rękę do jego ust.
— Nie, ja cię słuchać nie będę. Czy mię kochasz? Ja chcę, żebyś mi tylko powiedział, czy mię kochasz?
— Czy cię kocham, mój aniele! — zawołał kapitan wpół przyklękając. — Moje ciało, moja krew, moja du-
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/34
Ta strona została skorygowana.
30
WIKTOR HUGO.